Składniki na ciasto:
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki cukru pudru (a nawet więcej)
1 łyżeczka cukru wanilinowego
2 szklanki jogurtu naturalnego lub mleka
2 jajka
1/2 szklanki oleju lub oliwy
Wszystkie składniki umieścić w misce i wymieszać, bądź zmiksować, choć nasze prababcie nie miały takich luksusów jak miksery. Kolejność naprawdę dowolna, chociaż polecam najpierw roztrzepać jajka, bo wtedy mamy pewność, że dobrze je wymieszamy i unikniemy tego, że ciasto - w wyniku zbyt mocnego mieszania - ucieknie nam z miski (oj nie raz tak było: "czemu to nie chce się wymieszać?!" i po chwili cała kuchnia jest w cieście).
Smażyć na patelni teflonowej. Należy pamiętać, żeby nie dawać na nią tłuszczu, bo cała sztuka polega na tym, że tłuszcz znajduję się już w cieście. Patelnię należy wcześniej podgrzać, bo inaczej pierwszy naleśnik nam nie wyjdzie. Kiedy na powierzchni placka zauważymy pęcherzyki powietrza, należy przewrócić go na drugą stronę. I trzymać tak dalej aż powstanie nam cudowny stosik jak z filmu.
Podawać z masłem orzechowym i dżemem porzeczkowym (najlepszy domowej roboty) lub z miodem i orzechami (wcześniej sparzonymi).
Dobrym pomysłem jest też dodanie do ciasta trochę cynamonu. Wtedy będzie bardziej aromatyczne, a podane z musem jabłkowym, przynajmniej mi, kojarzy się z polską, złotą jesienią :)
zapowiada się pysznie. chociaz mi zawsze kojarzyly sie z syropem klonowym :)
OdpowiedzUsuńołatki! dużo smaczniej brzmią.
OdpowiedzUsuńMi też się podoba :) a co do syropu klonowego, to jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńDziś drugi raz zamierzam je robić. Pycha!
OdpowiedzUsuńKonkurują z moimi placuszkami z mascarpone ;P